generee generee
122
BLOG

Warsaw Summer Jazz Days 2016 - dzień pierwszy

generee generee Kultura Obserwuj notkę 0

Wczoraj miałem przyjemność uczestniczyć w wielkim święcie muzycznym, jakie zgotowali na warszawskiej Pradze muzycy ze stajni Manfreda; bezspornie warto było zawalić kilka spraw, cisnąć w pośpiechu 180 km i wrócic do domu po trzeciej nad ranem.

Zagrali dla nas wczoraj: Tord Gustavsen z Siminą Tander i Jarle Vespestadem oraz Michel Benita ze składem pod kryptonimem Ethics; po nich wystapił jeszcze prawie w 100 % polski skład (10 osób!) ze specjalnym, okolicznościowym programem, ale na nich możemy spuścić zasłonę milczenia.

Lubię Torda - znam i cenię sobie jego klasyczne trio od dość dawna; dwa lata temu wystąpili (wzbogaceni o sax) na warszawskiej Starówce, dając świetny koncert. Jego minimalistyczny styl grania bardzo mi odpowiada. Razem perkusitą Jarle - człowiekiem, który nie potrafi zagrać takich samych czterech taktów - tworzą muzykę, w której oprócz dźwięków, równie istotna jest cisza pomiędzy nimi. I tak jak w latach '70 kwintesencją brzmienia ECM był dla mnie Eberhard, tak dziś jest to Tord. Do tej dwójki dołączyła kobieta; ba, Kobieta. Piękna o wspaniałym, wielobarwnym głosie. Materiał jaki grali to konglomerat - starożytne hymny norweskie, przefiltrowane przez afgańskie korzenie wokalistki oraz liryzm w/w muzyków; ale niezwykle spójny konglomerat. Było pięknie, nastrojowo, z dramaturgią i wspaniałym finałem; jeżeli ktoś ma możliwość zobaczyć ten skład, to niech się nawet nie zastanawia. Dla mnie Adamiak zrobił wspaniały prezent zapraszając ich na WSJD w tym roku - właśnie przymierzałem sie do kupna płyty.

Skład, który wystąpił później tworzyli: Michel Benita (kontrabas), Mieko Miazaki (koto, głos), Nguyen Le (gitara elektr.), Yoann Loustalot (flugelhorn, trąbka), Philippe Garcia (perkusja, elektronika). Materiał jaki zaprezentowali ukazał się na początku tego roku i nosi tytuł "River Silver"; jednakże w stosunku do płyty nastąpiły w składzie dwie zmiany personalne - na gitarze i dęciakach. Nie potrafię powiedzieć czy miało to jakiekolwiek znaczenie, bo nie dość, że płyty nie słyszałem, to i z liderem tego muzycznego projektu zetknąłem sie po raz pierwszy. Zaskoczenia nie było; jak na reprezentantów ECM przystało: wspaniały dżwięk, wysmakowane kompozycje, wirtuozerskie wykonanie. Może zabrakło troche magii w porównaniu do Torda, ale było bardzo dobrze. Wizualnie też wyglądało to intrygująco - po prawej strony tłoczyło się czworo muzyków, a po lewej samotny gitarzysta wyglądający jak Musashi Miyamoto. Azjatka grająca na koto, od czasu do czasu wzbogacała utwory głosem jak dzwon - coś niesamowitego. Jeżeli miałbym jakieś uwagi, to może do elektronicznych wrzutek perkusisty; jak dla mnie niczego istotnego nie wnosiły.

Podsumowując - dwa świetne koncerty, z czego jeden magiczny. Szkoda, w tym roku na festiwalu Jazz na Starówce zabraknie przedstawicieli ECM.

Jeżeli chodzi o tytuł - dla mnie dzień 1. był jednocześnie ostatnim - zatem kolejnych sprawozdań nie będzie; interesująco wygląda niedzielny program - ale niestety, z różnych przyczyn nie będę miał możliwosci się wybrać; za to bardzo chętnie przeczytam jakies sprawozdanie.

generee

generee
O mnie generee

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura